Opowieść z czasu Wielkiej Wojny

  Żadna to była wielka wojna! Była to głupia wojna. I straszna wojna. A im dłużej trwała, tym więcej ludzi widziało jak bezsensowna i przegrana to była sprawa.
  I stało się, że w Bronowie właśnie w jeden z tych głupich roków pojawiła się ekipa inżynieryjna, która przemieszczała się po wsi z wielkim namaszczeniem, taszcząc bogaty arsenał tajemniczych instrumentów. Coś tam sprawdzali, wiercili. Potem zakopywali i odkopywali. Gdziekolwiek się nie pojawili zbiegało się zaraz ciekawskie chłopstwo, w tym i młodzież, i z wielkim zaaferowaniem przyglądało się panom inżynierom "spod Krakowa". 
  Pośród gapiów znalazła się i młodziutka Jadwiga co zawsze targała za sobą młodszego braciszka, który potem stał koło niej z wiecznie rozdziawioną gębą! Dziewczyna była bosa, w skromnej odzieży (nie był to żaden jak można by oczekiwać strój ludowy, ale prosty ubożuchny przyodziewek) i co tu dużo mówić była 17 letnia Jadwiżka bardzo piękną. Podobno, że najpiękniejszą z wszystkich córek od Sklepnego. A miał ich dorodnych, bujnych aż pięć!
  Bardzo szybko przyuważył ją niemłody już Janek, kowal przy głębokich odwiertach. Widok tych nagich stóp i szczupłych łydek przyciągał uwagę mężczyzny bardziej niż robota, i strofowali go panowie inżynierowie przed wszystkimi, aż się zaśmiewali gapie.
  Janek był już w tym czasie co tu dużo mówić starym kawalerem. Dawno jak stuknęła mu trzydziestka, i szybko przeleciało przez palce kolejnych kilka lat. Do tego wszystkiego był Janek wyszkolonym w austriackim wojsku piechurem rezerwy i ponieważ wojna niebezpiecznie przeciągała się, co rusz dopadały go niespokojne myśli, że w końcu i o niego upomni się armia. 
  -Pojadę i jeszcze nie daj Panie Boże zginę, i tak pójdę w mogiłę bez miłości.
  A tego najbardziej na świecie nie chciał! Od dawna pragnął kobiety, ale cóż nie zdarzyło się! Pechowiec jakiś? Miał tam kilka bezowocnych romansów za sobą i jeden skradziony przed laty pocałunek od jakiejś niezbyt urodnej panny, która ostatecznie też go jednak nie zechciała. Ale poza tym całkowita katastrofa. Ojciec nawet przestał go już wypytywać, kiedy wreszcie się ożeni. Frustrowało to wszystko Janka niezmiernie.
  I tu nagle jak podarunek od samego Pana Jezusa. W dalekim Bronowie wesołe jak astry oczy Jadwiżki! Janek nie miał wielkiego doświadczenia w kontaktach z niewiastami, ale im dłużej pracował w północnym Bronowie, tym częściej widywał młodą wieśniaczkę o wesołych dobrych oczach. I błądził lepkimi pożądliwymi myślami po tych odsłoniętych kolanach i szczupłych udach. I nie raz uchwycił jej- jak mu się wydawało- przychylne spojrzenie. 
  Dziewczynę spotykał również w sklepie, gdzie pomagała rodzicom. Zaopatrywał się tam w środki toaletowe i słodką lemoniadę. Dziewczyna podawała mu butelkę ze spuszczonymi skromnie oczami, ale potem zawsze jednak spoglądała na niego. A nawet uśmiechała się lekko. Odważna bestyja, oceniał w myślach.
  I zakochał się głupi Janek, kowal przy głębokich odwiertach w córce Sklepnego na północnym krańcu Bronowa. Dziewczyna była o połowę od niego młodsza, ale co tam. Janek był krzepki, zdrowy i wcale przystojny. Miał dobrą robotę i szczere serce. Rozpoznała się w tym szybko dziewczyna i poczęła myśleć niekiedy o tym mężczyźnie co tak patrzał na nią często i uśmiechał do niej wesoło. Miał w sobie cosik. No miał, myślała Jadwiżka. Ale w gruncie rzeczy wszystko to było niepoważne dla niej. Stary jest. Niedługo pewnie wyjedzie. Co ja bym z nim robiła. Jeszcze mnie zbałamuci, i zostanę z dzieckiem jak ta zowitka ku wstydowi rodziców i rodzeństwa. 
  Gdy przyszło lato, wziął się Janek na odwagę i zaprosił dziewczynę na spacer. Szli nie wiele mówiąc miedzami porosłymi trawą spaloną od słońca. Wokół dojrzewały zboża i szumiał lekki wiew w wyschniętych kłosach.
  -Oj zaroi sie tu od parobków niedługo-wypaliła nagle dziewczyna.
  -Od parobków? A cóż tak?
  -Toż żniwować już czas będzie-roześmiała się.-Taki dorosły a nic nie wie!
  Dziewczyna ruszyła nagle na ukos przez wysokie zboże, oddalając się od niego szybko. Chciał popędzić za nią, ale nim zeszedł z miedzy w pole, doleciał go jej surowy głos:
  -Nie można deptać teraz! Nie będzie jak sierpami podebrać... 
  I tak tam został. Na skraju miedzy- niedorajda.
  Janek myślał, że już po wszystkim, ale coś tam jednak się zadzierzgnęło pomiędzy nimi. Odtąd dziewczyna stała się mu wyraźnie chętną i uwierzył w tę miłość Janek jak w święty sakrament podczas przemienienia. Klęczał i bił się w piersi z obawy by mu ta miłość jak pojmana jaskółka nie uleciała z rąk.
  Dziewczyna poczęła uciekać wieczorami z domu, aby się z nim zobaczyć. Lgnął do jej ciepłego oddechu, i gorących ust. Ale na nic więcej mu nie pozwalała.
  -Zrobisz mi dziecko i samą zostawisz. Takie ja tu widziała, marny los.
  -Jakże ja ciebie zostawię Jadwiżko-szeptał zaplątany w jej pachnące jesienią włosy. Janek wierzył w swoje słowa, bo był szczerze w dziewczynie zakochany. I łasił się do jej kolan wywianych wiatrem na kartoflanych zagonach, ale nie pozwalała mu na nic więcej. Odpychała jego dłonie silnymi nieoczekiwanie ramionami.
  -Wymyślił, że sobie użyje. Nawet o tym nie myśl!
  -Ja taki w tobie zakochany..
  -Tere fere. A kysz! Takie rzeczy to po ślubie. Tylko tak!
  -No to się pożeńmy-wyszeptał. Nie miał wątpliwości, że byłoby to z wielką dla nich obojga korzyścią.
  Dziewczyna zgłupiała. Nie wiedziała czy to na poważnie, czy żartowniś chce ją podejść teraz.
  -Będę czekał z tym-powiedział.- Pobierzmy się jak najprędzej!
  I właśnie wtedy przyszło do niego to nieszczęsne powołanie. W najgorszym ze wszystkich momentów.
  Nie od razu jej o tym powiedział. Bał się jej reakcji. Z resztą starania ślubne już się rozpoczęły. Rodzice dziewczyny po pewnym wahaniu, niezbyt jednak długim wyrazili w oszczędnych słowach swoje przyzwolenie. Ksiądz jednak nieoczekiwanie stanął na drodze temu szczęściu.
  -Dziewczyna jest niepełnoletnia, a i kawaler dwa razy starszy. Nie mogę się zgodzić. Rok przejdzie, i wtedy do mnie wrócić. Miłość zaczeka jeśli prawdziwa.
  Gówno a nie zaczeka, przyklął w duchu zrozpaczony Janek. Po czym wyznał wszystkim, że do wojska go wzywają. A co tam będzie, też nie wiadomo.
  -Toż pomyśl o dziewczynie, co z nią będzie, gdy wyjedziesz-zasugerował niepewnie ksiądz.
  -Ja o nikim innym nie myślę niż o mojej Jadwiżce. Chcę żyć z nią po bożemu, jak się należy.
  W końcu ksiądz ustąpił.
  Dziewczyna była zupełnie oszołomiona rozwojem wypadków. I nawet dopadły ją złe myśli, które jednak szybko ustąpiły, gdy przygotowania do ślubu szły dalej pełną parą, i nie wyglądało na to, że coś tutaj może się jeszcze odmienić. Kochała też Janka przecież i nie czyniła mu wyrzutów, że zataił przed nią tak istotną wiadomość. Wszystko na pewno dobrze się ułoży-postanowiła w duchu. W przedostatni wtorek listopada 1915 roku odbyło się ich skromne wesele. Nie było tańców. Tylko poczęstunek. Uprzątnięto też specjalnie dla nowożeńców jeden z pokojów.
  Co tam pod osłoną zmroku zaszło, nigdy Jadwiżka nie mówiła nikomu. Nikt też przecież nie pytał.
  Rankiem Janek nie chciał zleźć ze swojej młodej małżonki, i trzeba było dopiero kategorycznej groźby, że tam wejdą ojciec z matką, żeby wstali młodzi na śniadanie.
  -Moja roztomiła Jadwiżko, ja tak nie chcę od ciebie odjeżdżać.-Płakał jej w dłonie i wszyscy płakali, gdy musiał już się zbierać w drogę. 
  Janek wkrótce też dotarł na front, i zaraz też zginął.
  Bo głupi to był rok 1915, chociaż najlepszy w jego życiu!
  I głupia wojna.


***
Dopóki istniały Austro-Węgry dostawała Jadwiga wdowią zapomogę. Siedemnastoletnia dziewczyna.
Pięć lat później po raz drugi wyszła za mąż, i wyprowadziła się do Nowego Sącza. Zostało po niej kilka listów, w których żaliła się swojemu ukochanemu braciszkowi, a mojemu dziadkowi, że życie takie jest krótkie i ulotne. I nic na to nie możemy poradzić.
Do końca życia nosiła dwuczłonowe nazwisko, bo zachowała sobie również to po pierwszym mężu.
  

Komentarze