Jak bronowskim dziołchom przestały się podobać wyszywane żywotki

 Co to jest cieszyński żywotek AI oraz Wikipedia wiedzą. 
 Ale czy wiemy my- dzieci efemerycznej współczesności? Większość z nas, która przecież nie para się etnografią pewnie nie wie. Ja sam, dopóki nie zainteresowałem się głębiej kulturą i historią mojej małej cieszyńskiej ojczyzny również nie wiedziałem.

A przecież tam wszystko było. Wyzierało z kątów. Wyzierało ze wspomnień. Trzeba było tylko pochylić się nad tym i wygarnąć z kurzu...
...Tak więc już jako kilkuletni dzieciak myszkując po strychu rodzinnego domu, natknąłem się w starych szafach dziadka na kawałki ciemnego materiału, jak mi się wówczas wydawało, wielce ozdobnego. Wziąłem w dłonie-pamiętam- ciemny, miękki i wyszywany błyszczącymi cekinami materiał. Chciałem sobie nabrać tych świecących małych blaszek, ale były solidnie osadzone w łożysku tkaniny i nie dało się ich oderwać. Odłożyłem więc materiał na swoje miejsce i prawdę powiedziawszy, nigdy więcej już go nie widziałem potem.
  Dzisiaj wiem, że były to pozostałości tzw. stroju cieszyńskiego- dokładniej samego żywotka- Johanki Iskrzyckiej czyli mojej babci. Ostatnie-obżarte przez myszy-fragmenty po jej odświętnych sukniach i kabotkach, w których chadzała do kościoła jeszcze przed drugą wojną światową, i w których ustawiała się do tych kilku fotografii zrobionych w tamtym czasie na których dotarła do współczesności- współczesności w której nikt już nie ubiera się w sposób w jaki robiła to ona.
  Wprawdzie jeszcze w późnych latach osiemdziesiątych widywałem ostatnie przygarbione babcinki, które sadowiły się cicho w ławkach bronowskiego kościoła ubrane, jak wtedy to sobie upraszczałem w myślach, nie wiele jednak odbiegając od prawdy: po starymu. Ale to już był niezwykle rzadki widok. Może były to ostatnie cztery, a może w pewnym momencie już tylko jedna lub dwie staruszki- rówieśnice Johanki- które oszukały czas, przeżyły wojnę pierwszą i drugą, i patrzyły milcząco i z wyrzutem na nas- swoich zstępnych- którzy zdradziliśmy ich śląsko-cieszyńskie uniwersum.
  Cieszyński strój ludowy, który w Bronowie w pierwszej połowie xx wieku, był już w zasadzie tylko odświętnym ubraniem na niedzielę i na specjalne okazje- pierwotnie został (jak pisze o tym literatura fachowa) przejęty od cieszyńskich mieszczek i zaadoptowany później lokalnie przez wiejskie dziewczęta, którym imponowała ta miejska moda. W czasie gdy stał się on popularny na wioskach Śląska Cieszyńskiego, głównie wokół Cieszyna i Bielska (druga połowa xix wieku i pierwsza ćwierć wieku xx) cieszyńskie modnisie ubierały się już w zasadzie inaczej. W ośrodkach miejskich moda ewoluowała bowiem dalej, korzystając z rozwoju nowoczesnego włókiennictwa, co miało ostatecznie, w późniejszym okresie przyczynić się do zaniku tego cieszyńskiego stylu ubierania się na wioskach takich jak na przykład Bronów.
  Już przed drugą wojną światową niektóre wiejskie dziewczęta, także z Bronowa wolały ubierać się bardziej z miejska, i cieszyńskie plynty nagle znalazły się w defensywie. Proces ten przyspieszył gwałtownie po wojnie, gdy bronowskie panny zaczęły częściej niż dotychczas wyjeżdżać do pobliskich Czechowic czy Bielska. Gdy w latach pięćdziesiątych uruchomiono wreszcie połączenie autobusowe z miastem, częstszy kontakt z miejskim stylem życia i ubierania się dopełnił dzieła. Imponująca w gruncie rzeczy kariera stroju śląskiego (cieszyńskiego) w Bronowie zakończyła się ostatecznie wraz ze śmiercią ostatnich przedstawicielek pokolenia, które przychodziło na świat w schyłkowym okresie habsburskich rządów na Śląsku Cieszyńskim. Jak nietrudno policzyć stało się to gdzieś w późnych latach xx wieku.
  Odtąd strój ten cieszyński, który pojawia się niekiedy, np. w Zabrzegu czy Międzyrzeczu na odpustach czy okazjonalnych festynach jest już zakładany tylko jako swego rodzaju kostium etnograficzny- strój ludowy- dla uczczenia i celebrowania dawnej śląsko-cieszyńskiej kultury.
  Szczegółowo o początkach stroju cieszyńskiego nie chciałbym się tutaj wypowiadać. Raz, że w literaturze fachowej rzecz została względnie dobrze opisana. Inna sprawa, czy ustalenia i hipotezy odpowiadają prawdzie, której przecież niemal niepodobna dociec. Dwa, że chciałbym pisać głównie o tym co sam widziałem, lub o czym mogłem porozmawiać z tymi którzy widzieli na własne oczy lub słyszeli na własne uszy. Nie ma nikogo z kim mógłbym porozmawiać w Bronowie, kto widziałby na własne oczy lub słyszał od kogoś starszego z rodziny jak zaczęła się ta moda cieszyńska-pierwotnie miejska- po wioskach. Inaczej rzecz się ma ze zmierzchem i zanikiem stroju cieszyńskiego. Tutaj rzecz się stała prawie na naszych oczach, i warto by o tym opowiedzieć.  
  Dla rzetelności wywodu trzeba dodać, że w stroju cieszyńskim była też odmiana męska, która jednak zanikła dużo wcześniej. Może jeszcze w końcówce xix stulecia, gdy mężczyźni zaczęli migrować zarobkowo po okolicznych ośrodkach przemysłowych. Jednak śląskie dziewczęta jak okutały się w te cieszyńskie suknie tak trwały przy nich, i nie przestawały lubować się w bogato wyszywanych żywotkach długo po tym, gdy wiejscy chłopcy wybierali już wyglądające całkiem współcześnie garnitury i krochmalone koszule. 
  Wszystko widać na zdjęciach.


***
 Połowa lat pięćdziesiątych xx wieku.
 Bronia tak nam wyrosła i wypiękniała-wyraziła się z uznaniem ciotka Wiktorka. 
 Był gorący czerwiec i odpust w  bronowskim kościele pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa. Ciotka Wiktorka, która mieszkała w Raciborzu, gdzie wraz z mężem prowadziła piekarnię i cukiernię zjechała z tej okazji do Bronowa, aby odwiedzić swoich rodziców i zobaczyć się z bliższą i dalszą rodziną. Nie omieszkała też odwiedzić swojego szwagra na Nowym Świecie w Ligocie. 
 -Wyglądasz Broniu całkowicie jak moja siostra, a twoja świętej pamięci matka. Nie do wiary, że to już dziesięć lat Janku.
  Janek, który szczerze się cieszył na te odwiedziny szwagierki, nic nie odpowiedział. Gdy spojrzał na swoją córkę przemknęło mu jednak przez myśl: Jezus Maryjo rzeczywiście co raz bardzij jak moja Johanka.
  -Zostały tu u po mojej Johance jej kabotki i suknie-powiedział patrząc bardziej na Wiktorkę niż na swoją córkę.- Mogłaby je ponosić kiedy do nich dorosła.
  Bronia od razu zaczyna marszczyć czoło i rzucać błagalne spojrzenia to na ciotkę to na ojca.
  -Chyba nie mówicie tego na poważnie tato?
  -A czymu by nie? Suknie i bluzki troche sie poprawi u krawca i bydom jak znaloz. Nie trzeba bydzie pinindzy tracić na nowe.
  -Niech ciocia coś powie- prosi dziewczyna.-Ciociu? 
  -Matka twoja bardzo była dumno z tych sukien a ty nie chcesz ich? -nie mógł zrozumieć ojciec.- Zaniesymy je do ciotki, coś tam podszyje, przykróci i na pewno sie przekonosz.
  -Tato ja ich nie będę nosiła, choćby sam Oleszko je reperował! (Oleszko to był- cieszący się pewną renomą- miejscowy krawiec).
  Ojciec otworzył szeroko jedną z szaf w gościnnym i wyszarpał ze środka zwinięte w rulon kolorowe stare odziewki. Gdy chciał je podać córce, ta cofnęła się i odwróciła głowę. 
  -Ady popotrz jaki gryfny ten żywotek! Tylko popotrz ci powiadom!
  -Widziałam go już tyle razy. Nie podoba mi się-powiedziała surowym tonem.-Ciociu ratuj. Koledzy mi nie darują jak mnie w tym zobaczą. Tato ja w tym nie będę chodzić. Możecie mnie zbić i zabić. Nie będę!
  -Janku-ruszyła w końcu z odsieczą Wiktorka-rozumiem, że to by było tak ładnie, żeby Bronia ponosiła te letniczki i przeposki po matce. Mnie też to wydaje się nawet miłe. Ale z młodych dziewcząt nikt już tak się nie ubiera. Ja sama nie mam i nie noszę żadnych cieszyńskich odziewków. To już przeszło. To już jest za nami. Teraz te nowe sukienki są takie kolorowe i lekkie. Wszystkie młode ubierają się tylko tak.
  -Gdzie tam wszystkie! Ady na sumie żywotek było widać koło żywotka.
  -Tak, trochę żywotków widziałam. Ale na pewno nie był to jak mówisz żywotek koło żywotka. Sporo było też miejskich letnich sukienek.
  Wiele było jeszcze szamotaniny i łez! Żadne nie chciało ustąpić. I ojciec i córka twardo stali na swoich pozycjach. Ostatecznie jednak stare suknie i żywotki wróciły do szafy, a wspomniana ciotka, owszem uszyła dziewczynie, ale nową sukienkę. Taką jak koleżanki z Czechowic nosiły. I jakie podobały się również Wiktorce.

Połowa lat pięćdziesiątych xx wieku. Zdjęcie z pozoru zwyczajne. Grupa kobiet na spotkaniu rodzinnym w Bronowie w czas czerwcowego odpustu. Od lewej Bronia, córka Johanki, dalej Johanki siostry: Bronisława, Gertruda i piąta od lewej Wiktorka. Pierwsza od prawej to Wisia (Jadwiga) siostrzenica Johanki. To co jest w tym zdjęciu najciekawsze to to czego nie widać: żadna z tych kobiet nie ma na sobie "cieszyńskiego stroju ludowego". Dwadzieścia lat wcześniej prawie na pewno było by inaczej. Tak więc: bronowskie panny wzięły swoje cieszyńskie stroje naśladując miejskie kobiety, które im z pewnością imponowały. W ten sam sposób stulecie z okładem później porzuciły je- zakładając nowe miejskie ubrania -co widać na powyższym zdjęciu.

Córka Johanki, Bronia (tutaj w końcówce lat pięćdziesiątych) też będzie ubierać się tylko po miastowemu. Jak wiele jej rówieśniczek, także z Bronowa nigdy nie założy na siebie stroju cieszyńskiego. Nigdy nawet nie będzie takiego miała.

Bronia jako kilkunastoletnia dziewczyna w szykownym płaszczyku, pewnie zakupionym w jednym ze sklepów w Czechowicach lub Bielsku.

Skromna i piękna sukienka Broni. Miejskie ubrania były wygodniejsze w noszeniu niż te tradycyjne cieszyńskie. Wspominało o tym wiele spośród moich rozmówczyń. Zdjęcie z drugiej połowy lat pięćdziesiątych. Obok Broni jej przystojny brat Marian.



Wiktorka na fotografii z 1941 roku. Pomimo okupacji niemieckiej i wojny ludzie wciąż starali się żyć normalnym życiem, np. robiąc sobie zdjęcia w profesjonalnym fotograficznym atelier. To było podarunkiem dla Johanki z dedykacją od kochającej siostry. 

  Johanka, dopóki młoda była to prawdziwa śląsko-cieszyńską dziołcha.. Krzepka i rozwrzeszczana. Emocjonalna i pewna siebie. Urodziwa i hałaśliwa w swojej rozkwitającej młodości. Świeciła przy tym swoimi ciemnymi oczyskami i zagarniała parobków i synków siedlaczych pod swoje długie rzęsy. Bujne włosy nosiła zawsze odkryte i długie, często wiązane w warkocz. Pomimo ożywienia religijnego w Bronowie w latach międzywojennych, jak wiele innych panien w tamtym czasie zupełnie nie pomna na nauki pobierane w Stowarzyszeniu Młodzieży Katolickiej, jeszcze przed ślubem wpuściła pod spódnicę swojego kawalera, a że większość panien bronowskich nie nosiła wówczas bielizny innej oprócz tzw. spodnicy czyli halki, do ślubu szła już w błogosławionym stanie i dojmującym poczuciu popełnionego grzechu. 
  Johanka była najstarszą córką swoich rodziców Franciszka i Jadwigi, urodzoną jeszcze przed Wielką Wojną, gdy tzw. strój cieszyński święcił swoje wielkie triumfy. Później rzeczy powoli zaczęły się zmieniać. Jej młodsze siostry rodzone już w drugiej połowie lat dwudziestych nie dzieliły tej samej miłości do stroju śląskiego co ona. Gdy dochodziły pełnoletności, wybierały sukienki lekkie w miejskim stylu. Zresztą Johanka poza większymi wydarzeniami rodzinnymi gdy oblekała się w swoje cieszyńskie suknie, nosiła się również z miejska. Szczególnie w późniejszych latach, gdy przekroczyła trzydziestkę.
  Niemniej wówczas w dwudziestoleciu międzywojennym to była ona. Cała śląsko-cieszyńska dziewucha. Z ostatniego pokolenia, które w pełni identyfikowało się z kulturą swojej małej cieszyńskiej ojczyzny, gdzie władzę aż do zakończenia Wielkiej Wojny dzierżyli wywodzący się z odległego średniowiecza Habsburgowie. Gdzie Polska leżała za Wisłą pod butem pruskim, i daleko na wschodzie pod carskim samodzierżawiem.
  Kraina cieszyńska, ta mała ojczyzna Polaków, Czechów, Niemców oraz Żydów w czasie gdy formowała się osobowość Johanki wolna była jeszcze od przeczucia nadchodzących klęsk. Jeszcze nie rozpękła na dwoje. Jeszcze daleka od dalekich budzących się nurtów globalizacji. Do tego świata należała Johanka i w nim pozostała mimo iż po 1918 roku wszystko wokół poczęło się gwałtownie i zmieniać i rozpadać.
  Więc Johanka zakładała na siebie te ubogie cieszyńskie spodnice czyli halki, do tego białą koronkową bluzeczkę z bufiastymi rękowami czyli kabotek. Wciskała się w ciężką grubą suknię z wyszywanym pięknym żywotkiem. Zakładała ozdobny fartuch i przeposkę w kokardę z przodu. Były i rajstopy długie i ciemne buciki. Dopóki była panną wianeczek we włosach lub wstążka wlatywana w warkocz. Gdy wyszła za mąż zaraz był i czepiec i chustka wiązana szumnie z tyłu. Wszystko dokładnie tak jak opisuje to literatura etnograficzna.
   W tamtych czasach, dla dziewcząt takich jak Johanka niewiele było na świecie rzeczy piękniejszych niż wyszywany na czarnym aksamicie koralikami i cekinami żywotek. Ile było zachwytów nad tym żywotkiem, i porównywania się z innymi pannami. Jeśli było zimno na wierzch przychodziła jeszcze tzw. jakla lub hacka. I było już gotowe. Najszykowniej w świecie. Świat to był tylko tu na miejscu. Wszystko inne istniało tylko w godce. Czyli tak nie do końca istniało na prawdę.
  Niedzielna suma musowo była w stroju najbardziej paradnym, wszak trzeba było się pokazać Panu Bogu od najlepszej strony, i szukającym panien kawalerom.
  W całym kościele nie było panny piękniejszej niż ona. Biło serce Jankowi głośniej niż kościelny dzwon! I coś tam wewnątrz ożywało w nim gorącego, co obejmowało klatkę piersiową i twarz. A było i ciężkie do zniesienia i przyjemne, i słodkie.
  Już po sumie gdy była chwila, aby porozmawiać zanim ludzie się rozejdą do domów, podbiegła Johanka do Jaśka, który też się za nią rozglądał.
  -Podobom ci się Janku w tej zoposce? Dlo ciebie ją założyłam.
  Chłopcu miękły kolana dla tej dziewczyny i pod krochmalonym kołnierzykiem występował obfity pot.
  -Toż wiysz. Po co pytać- odpowiadał niby opryskliwie. I zbliżył palce, aby dotknąć kolorowych szarf cieszyńskiej zoposki. Zakochany po uszy pętak!

  Dzisiaj nie potrafię powiedzieć ile tam było po Johance tych "strojów cieszyńskich". Czy była jedna suknia tylko, czy może więcej. Nie wiadomo również czy wówczas w latach pięćdziesiątych przechowywano jeszcze pozostałe elementy tego stroju np. kabotki i hacki.  W każdym razie były na pewno tzw. cieszyńskie suknie. Na jedną taką suknię składało się co najmniej kilka metrów dobrego solidnego materiału. Gdy było już w rodzinie wiadome, że jedyna córka Johanki, nie przejmie jej urodnego cieszyńskiego stroju, druga żona dziadka bez jego wiedzy i zgody oddała te cieszyńskie suknie do krawca, i przerobiła na żakiety i garsonki dla siebie już w nowym mieszczańskim i powojennym stylu. Dziadek, który był straszny pantoflarz podobno ten jeden raz przeciwstawił się żonie, i zrobił wielką w domu awanturę!
  Ale było już po wszystkim. 
  Został tylko odcięty aksamitny żywotek, który potem myszy zgryzły...


Zdjęcie przedwojenne- lata może dwudzieste. Zwracają uwagę wianeczki we włosach dziewcząt. Białe koszule to cieszyńskie kabotki. Ciemne gorsety z szelkami czyli przedniczkami to żywotki, do żywotków przyszyte spódnice przewiązane kokardą. Johanka czwarta od lewej w pierwszym-stojącym- rzędzie. Dziewczyna siedząca z przodu fotografii to oczywiście panna młoda. Świadczy o tym oprócz kontekstu zdjęcia także jej nieodzowny w takich przypadkach założony na spódnicę biały fortuch. Wszystkie pozostałe dziewczęta nie są jeszcze mężatkami. Tak wyglądał kobiecy strój cieszyński w Bronowie.


Kilkunastoletnie dziewczęta na organizowanej sesji z okazji zakończenia kursu szycia. Wszystkie w strojach cieszyńskich. Trzecia w górnym rzędzie stoi Johanka. Krawiectwo będzie jej sposobem na utrzymanie siebie, oraz w przyszłości swoich dzieci i męża. Zdjęcie z pierwszej połowy lat dwudziestych.

Kolejne zdjęcie z tej samej ''sesji''. Dziewczęta równie dobrze mogły pozować ubrane po miastowemu, jednak wówczas strój cieszyński był w Bronowie i okolicy wciąż bardzo popularny i chętnie noszony.


Pięć lat później na pozowanej fotografii z okazji ślubu Marii Chrapek i Leopolda Iskrzyckiego zdecydowana większość gości płci żeńskiej wciąż w stroju cieszyńskim. Jedynie kobieta pośrodku ubrana po nowemu. Był to dziewiąty września 1929 roku. Po wojnie Maria będzie zakładała swój cieszyński strój tylko okazjonalnie. Z czasem przestanie go używać zupełnie. W tym miejscu można by zapytać co działo się z takim nienoszonym już strojem? Z moich wywiadów wynika, że trafiał on niestety na śmietnik. Chociaż najczęściej wyrzucany był on dopiero po śmierci przedstawicieli starszego pokolenia przez ich dzieci porządkujące dom po rodzicach...


Większość kobiet na tej fotografii w strojach cieszyńskich. Rok 1937 lub 1938. Obok swojego męża Jana, który jako jedyny nosił wówczas w Bronowie muszkę zamiast krawata, stoi Johanka, tutaj już jako stateczna mężatka. Na głowie oczywiście czepiec i chustka.


Johanka w swoich ostatnich latach w czas II wojny światowej, przed domem w towarzystwie uczennic. Na głowie chustka i czepiec. Spod kurtki z kożuchem widać wspaniały materiał sukni cieszyńskiej. Uczennice w przeciwieństwie do zdjęć swoich koleżanek po fachu z "sesji" sprzed dwudziestu lat już po nowemu. 


To niewątpliwej urody zdjęcie przedstawia jedną z najwspanialszych rodzin zagrodniczych z Bronowa. Alojzy Zbijowski towarzyszy tutaj swojej żonie Jadwidze z Kopciów. Obok ich synek Alojzy. Uroda stroju cieszyńskiego i mającej go na sobie młodej Jadwigi dominuje w kadrze. Był to rok najprawdopodobniej 1917 lub 1918.


Ta sama zagrodnicza rodzina dwie dekady później. Jadwiga wciąż po cieszyńsku. Jej starsza córka Marianna również. Najmłodsza Bronisława już po nowemu. Różnica wieku pomiędzy siostrami to mniej niż dekada, ale o ile ta starsza ma na sobie strój cieszyński i będzie go zakładać także w latach późniejszych, to już młodsza pozostanie przy nowym sposobie ubierania. Co ciekawe starszej Mariannie gdy będzie wychodzić już po wojnie za mąż rodzice sprezentują trzy komplety stroju cieszyńskiego, w tym jeden szczególnie odświętny... Zdjęcie z ostatnich lat przed wybuchem II Wojny Światowej.




Na tej ostatniej już fotografii wnuczka Johanki ze swoim mężem. Oboje w strojach cieszyńskich. Zdjęcie wykonane w połowie drugiej dekady xxi wieku. Oboje małżonkowie mieszkają wciąż na dawnym obszarze oddziaływania cieszyńskiego kręgu kulturowego, jednak żadne z nich- co dzisiaj naturalne- nie nosi się po starymu. Stroje cieszyńskie na okazję fotograficznej sesji pożyczone zostały z Zabrzega.

Elementy stroju cieszyńskiego:
Zgrzebna płócienna halka- spodnica, ciasnocha.
Biała bluzka-kabotek.
Białe rajstopy i zazwyczaj ciemne buty.
Suknia z doszytym zdobionym gorsetem (ów gorset to właśnie tytułowy żywotek)
Fartuch przewiązany na sukni-fortuch
Ozdobna kokarda przewiązana w pasie.
Wianek lub wstążka u panny.
Czepiec i chustka u mężatki.
Jakla, hacka, odziewaczka na wierzch w zimniejsze dni.


Chronologia:
Do zakończenia I Wojny Światowej strój cieszyński był bezdyskusyjnie dominującym ubiorem odświętnym w Bronowie.
W latach międzywojnia wciąż noszony chętnie i niemal powszechnie, niemniej część zagrodniczych i chałupniczych córek niekiedy spoglądała już w stronę nowoczesnej miejskiej mody i zaczynała z jej bogatej oferty wybierać również coś dla siebie. Pewien wpływ na osłabienie kultury cieszyńskiej w tym czasie, której produktem był przecież strój cieszyński mogło być silniejsze niż wcześniej odziaływanie w międzywojniu po przyłączeniu ziemi cieszyńskiej do Polski kultury narodowej, polskiej w tym szczególnie krakowskiej.
W okresie II Wojny Światowej wpływ mody miejskiej jest już w wiosce pośród młodszego pokolenia widoczny.
Po wojnie następuje wyraźny regres w dawnym stylu ubierania. Pokolenie, które przyszło na świat w czasie okupacji i później nie będzie chciało już zakładać stroju cieszyńskiego traktując go jako przejaw dawnej i przestarzałej mody. W tym czasie strój ten był głównie noszony przez osoby w podeszłym wieku co nie budziło w młodych ani entuzjazmu, ani nie kojarzyło im się szczególnie atrakcyjnie. Pewną rolę mogła też odgrywać powolna emancypacja kobiet i dziewcząt, która rozpoczęła się jeszcze w latach pierwszej wojny światowej i nabrała tempa w regionie w latach czterdziestych, gdy stawało się jasne, że przed młodymi kobietami także z terenów wiejskich otwierają się nowe perspektywy pracy i kariery zawodowej poza miejscem urodzenia.
Od końca lat pięćdziesiątych nawet przedstawicielki starszego pokolenia będą zakładać strój cieszyński tylko wyjątkowo. Jednym z głównych tego powodów była wielka wygoda nowoczesnej konfekcji w porównaniu do stroju cieszyńskiego co prawda szytego na miarę, ale ciężkiego i kłopotliwego w noszeniu w czas szczególnie letnich upałów.
Do końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku pokolenie, które nosiło strój cieszyński jako naturalny ubiór wymrze zupełnie. Odtąd, gdy w okolicznych wioskach strój ten pojawia się od czasu do czasu jest on już tylko kostiumem etnograficznym.

W Bronowie obecnie nie występuje.


Komentarze