Tak mówi stara piosenka:
Z czasem nie zostaje nic.
Nawet śpiew-
Ucichnie.
Jadwiga i Alojzy mieli razem ośmioro dzieci. Pięcioro z nich zmarło jednak jeszcze w dzieciństwie. Większość w niemowlęctwie, ale Jadwisia na kolanach, na łokciach broniła się przed śmiercią, a tak skutecznie, że doczołgała się aż do dwunastego roku życia. Tam czekał na nią już gotowy, ciemny dół na cmentarzu za kościołem.
A przecież zdążyła polubić tyle rzeczy na świecie: lubiła wiatr szumiący w zbożu, gdy ojciec poganiał swoje koniki w czas żniw, i zapach skoszonej trawy, którą pomagała kłaść w ostrewki. Lubiła też dzwony kościelne bijące na anioł pański. I wieżę kościoła widoczną z każdego kawałka gruntu jej rodziców. I maliny lubiła drobne, dzikie zbierane na skraju przykopy...
Ile razy wspominano, śmiejąc się przy tym, jak Jadwisia wlazła za kotkiem na tę wysoką gruszę pod płotem, i jak to kociątko nie wiedziała później jak zejść. Lały się łzy na to dawne wyblakłe wspomnienie. Więc nie chciała umierać i płakała dużo.
-Nie odchodźcie ode mnie tatku-prosiła słabym głosem.-To już maj, zaraz będziemy koniki wyprowadzali. Nie odchodźcie tatku. Pojadę z wami. Będę wam śpiewała przy żniwach. Pamiętacie? Tak lubiliście śpiewać razem ze mną. Nie odchodźcie tatku!
Tak mówiła.
Potem umarła. Matka zwiesiła dłonie nad jej trumną. Byłaś moja najlepsza, i najpiękniejsza, a Bóg i tak mi ciebie zabrał dziecko moje kochane. Te dwanaście lat, które miałaś to było tyle co nic. I nie zostało nic po tobie.
Jadwiga była twarda i nie płakała. Bóg wszystko widzi i wie co jest dobre.
Urodziła Alojzemu, wielkiemu gospodarzowi jeszcze trójkę. Te nieoczekiwanie nie umarły. A to był syn Alojzy- przyszły dziedzic majątku, córka Maria, która wyszła potem tuż po wojnie za żołnierza-bohatera, uczestnika wrześniowej klęski i córka druga: Bronisława, która wbrew swojej urodzie pozostała sama. Bo tak chciała. Może naoglądała się zła na świecie, i zacięła się w swoim uporze by nie powielić życiorysu swojej matki.
Ale jej matka Jadwiga była inna. Pochodziła z wielkiego rodu przybyłego z Dziedzic, i wydano ją za mąż, aby urodziła dzieci. Mąż Alojzy, bogaty bronowski zagrodnik bardzo kochał i szanował żonę. Może i trochę z tego powodu , że Jadwiga gdy młoda była bardzo piękna, ale potem te dnie tak przez palce jak ziarna pszenicy... I zniknęła gdzieś niepostrzeżenie dawna urodna Jadwiga, a miejsce jej zajęła spracowana i nieładna kobieta. Alojzy może nie kochał już swojej żony jak kiedyś, ale więcej jeszcze-z całego serca więcej jeszcze niż wcześniej- ją szanował.
Tyle razy odprowadzałam swoje dzieci w małych drewnianych skrzyneczkach na to poletko za kościołem. Ksiądz kropił ich zimne czoła, a grabarz sypał glinę w ich zamknięte oczy. Teraz sama za nimi pójdę.
Wpierw jednak odprowadziła tam swojego męża. Przeżył 87 lat, ale czy to było dużo? Jadwiga zastanawia się nad tym czasami. I przypomina się jej córeczka Jadwisia, która miała tylko dwanaście lat gdy umarła. Jadwiga nie chce do tych dawnych i przykrych spraw wracać, ale to przychodzi do niej samo. Siada obok w głębokim cieniu komody i milcząco patrzy jej w oczy. Aż Jadwidze serce zaczyna szamotać się w zapadłej piersi. To dziecko tak chciało żyć, i tyle płakało. Mądra była ta moja Jadwisia, wszystko rozumiała. Żadne inne nie było takie mądre i dobre jak ona.
-Mamo-pochyla się nad nią, siedzącą w kącie, jej syn wielki gospodarz Alojzy.-Chcielibyście napić się czego, albo podjeść jeszcze do połednia?
-A nie syneczku, nic mi nie trzeba.
-Bronia przyjeżdża do nas dzisiaj. Zostanie przy żniwach.
-Nic nie wspominaliście, że do nas jedzie...
-Chcielimy wom powiedzieć, ale z głowy wyleciało. Tyle roboty!
-No dobrze-cieszy się Jadwiga.- Dobrze, że przyjedzie. Już dawno chciałam z nią porozmawiać.
Bronia w istocie przyjechała tego wieczora. Jak zwykle chłodno przywitała się z matką, i popędziła ku bratu i jego żonie. Jadwiga słyszała jak rozmawiali w kuchni do nocy. Śmiech, który dolatywał do jej sypialni, przynosił jej ulgę i spokój.
Następnego dnia po śniadaniu zagadnęła córkę.
-A u ciebie jak w tym Krakowie, córeczko?
-Już wiem do czego idziecie mamo.
-Do czego?
-Czy sobie jakiego kawalera znalazłam!
-Nie. Nie do tego Broniu.
-To co chcieliście?
-Ja niczego nie chciałam córeczko. Wszystko było zawsze zadecydowane wcześniej przez innych. I teraz tak myślę, że może nie trzeba było na prawdę tego wszystkiego. I to chciałam ci powiedzieć. Dobrze, że przyjechałaś.
Jadwiga umarła w roku 1978. Bóg dał jej 89 lat, aby mogła zobaczyć wszystko. I widziała świat nie przypominający tego naszego. Gdzie medycyna nowoczesna nie istniała, ani opieka pediatryczna. Niemowlęta padały jak muchy, i w każdym prawie domu zapalano gromnice nad kołyskami w których spały małe trupki. Nad tymi nie płakało się wiele. Więcej rozpaczało się za tymi, które chociaż zdążyły pomóc parę wiosen w polu czy w chałupie.
Oprócz tego widziała Jadwiga obie Wojny Światowe, i wiele innych spraw o których nikt już dzisiaj nie opowie. Grób Jadwigi jeszcze jest. A w nim jej mąż Alojzy i córka Bronisława. Razem i w milczeniu świętym.
Gdzie została pochowana dwunastoletnia Jadwisia, niepodobna odgadnąć dzisiaj. Wiadomo tylko, że leży gdzieś na miejscowym cmentarzu. Może w grobie rodziców, a może zupełnie gdzie indziej, w innej części cmentarza, popod jednym z nieoznaczonych małych nagrobków.
Po wielu latach jej brat Alojzy, już jako stary człowiek, próbował ustalić u księdza w księgach metrykalnych dane dotyczące daty urodzin i pogrzebu siostry. Widać leżało mu to na sercu, że grób pozostał aż dotąd nieopisany. Ksiądz miał go zbyć twierdząc, że księgi są niekompletne i w archiwum poza parafią. Tak też sprawę pozostawiono. Gdy później Alojzy zmarł, umarły też ostatnie związane z małą Jadwisią wspomnienia. W międzyczasie huk lat przeszło od Jadwisinych łez i żniwnych śpiewów.
I rozpacz oddzieliła się w końcu od żywej pamięci.
***
Opowieść z dawnego Bronowa jest w zasadzie próbą rekonstrukcji utraconych wspomnień. Próbą przywrócenia pamięci po tym co przepadło mocą przeznaczenia natury. Zdjęcia zamieszczone poniżej przedstawiają zaś autentycznych bohaterów na których losach osnuta jest ta opowieść.
Ich pamięci tekst powyższy poświęcam.
(Zdjęcia pochodzą z zachowanego archiwum Bronisławy Zbijowskiej).
Poniżej troje, spośród ich ośmiorga dzieci.
Pierwszy to Alojzy, następca rodziców na gospodarstwie. Następnie Maria, która za mąż wyszła dopiero po wojnie za Szczyrbowskiego Jana, żołnierza i jeńca wojennego. Najmłodsza, w szykownym kapelusiku to Bronisława-buntowniczka.
***
Zdjęcie dwunastoletniej Jadwigi chyba nie zachowało się żadne. A jeżeli nawet gdzieś jest, to nie ma już nikogo, kto by potrafił powiedzieć: tak to ona! Udało się za to ustalić daty urodzin i śmierci dziewczynki, o co swego czasu bez powodzenia zabiegał jej brat Alojzy:
Wanda Jadwiga Zbijowska 05.04.1918-26.05.1930
Komentarze
Prześlij komentarz